Pożar Teatru Rozmaitości- 1883



Po upadku powstania styczniowego Warszawę dotknęły wzmożone represje, Warszawską Straż również. W mieście istniała wprawdzie organizacja państwowa, ale właściwie o wszystkim decydowała wąska grupa urzędników rosyjskich, z namiestnikami Królestwa na czele.

Warszawa z wolna upodobniała się do miast rosyjskich. Przybyło baniastych cerkwi, a i niektóre gmachy publiczne przerabiano na wzór rosyjski. Jednak mieszkańcy się nie poddawali. W mieście kwitło życie towarzyskie.

Największą popularnością cieszyły się teatry, szczególnie Teatr Rozmaitości, znajdujący się w najbliższym sąsiedztwie wspaniałego Teatru Wielkiego. Tylko z wygądu był on niepozorny: drewniany, trochę prowizoryczny i jakby doczepiony do Teatru Wielkiego, ale repertuar i aktorski zespół z Heleną Modrzejewską na czele czyniły go jednym z najbardziej interesujących w kraju. Kultywujący dawne tradycje Teatr Rozmaitości nazywano pierwszą sceną polską. Tak było do 1883 roku, kiedy to dotknęła go klęska - tragiczny pożar.

Tego czerwcowego wieczoru plac Teatralny jak zwykle tętnił życiem. Pełne były kawiarnie i restauracje. Piękna pogoda sprzyjała spacerom. Nagle zmierzch rozświetliła krwawa łuna. Spokój pogodnego wieczoru brutalnie został zburzony. Palił się Teatr Rozmaitości. Od strony ulicy Wierzbowej ogień atakował szerokimi pasmami jego dach.

Prawie natychmiast zjawiły się pojazdy II Oddziału Ratuszowego, znajdującego się po drugiej stronie placu. Wraz z załogą przybył brandmajster Julian Faustyn Skowroński, oficer niezwykle popularny, dobrze znający strażacki fach i znany z wyjątkowej odwagi i ofiarności. Oceniając sytuację jako bardzo groźną, zarządził poza natarciem na piętra i dach, obsadzenie wszystkich korytarzy i przejść od strony Teatru Wielkiego, by uniemożliwić przeżuty ognia. O tę wspaniałą siedzibę toczył się trudny bój.

Kiedy w parę minut potem nadjechały pozostałe oddziały, przypuszczono frontalny juz atak na palący się obieky. Po ustawionych drabinach na dach wdarła sie grupa toporników i kominiarzy. Rozpoczęły pracę wszystkie przybyłe 4-kołowe sikawki, wspomagane przez nowe angielskie sikawki parowe.

Poza tym sprzętem WSO nie miała najlepszego wyposażenia. Mimo upływu prawie 50 lat od jej powstania wiele uzywanego sprzętu pamiętało ten pionierski okres.

Główne wyposażenie stanowiły różne sikawki ręczne na kołach warszawskiej firmy Troetzera, różnego rodzaju drabiny: rozsuwane, hakowe i przystawiane, 52-wiadrowe beczki na kołach, bosaki, topory, wiadra i węże skórzane. W użyciu był też sprzęt ratowniczy wprowadzony za czaów Urbana Majewskiego, w tym pierwsze, dość prymitywne, aparaty oddechowe.

Stojący na placu gęsty tłum warszawiaków z zaciekawieniem, ale i rosnącą obawą obserwował walkę z pożarem. Wielu, na wieść o zagrożeniu Teatru Wielkiego, przybyło tu dorożkami. Zdawano sobie sprawę, że palący się Teatr Rozmaitości jest o krok od zniszczenia, bano się Teatr Wielki.

Gdy wewnątrz trwała ciężka walka strażaków - nastąpił wybuch. Początkowo sądzono, że to eksplozja gazu. Okazało się, że to runął przepalony dach Teatru Rozmaitości. Miliony iskier wzbiły się w powietrze, by po pewnym czasie opaść gorącym deszczem na ulice i budynki wokół placu, na ratowników i stojących ludzi.

Płonącego Teatru Rozmaitości nie uratowano, ale dzięki trafnym decyzjom dowódców, poświęceniu strażaków pierwszej linii udało się uratować Teatr Wielki. Miał w tym swój chwalebny udział redaktor „Kuriera Porannego" - F. Fryze, który specjalizując się w tematyce pożarniczej i znając doskonale cały obiekt Teatru Wielkiego, na wieść o pożarze natychmiast przybył i wskazywał strażakom najbardziej zagrożone miejsca olbrzymiego budynku.

Dogaszanie trwało całą noc. Na szczęście Warszawa miała już wtedy, rozbudowaną przez Lindleya, dość nowoczesną sieć wodociągową, i wody nie zabrakło. I co najważniejsze, nikt nie zginął. Tylko, jak zwykle, wielu strażaków odniosło większe lub mniejsze obrażenia.

Prowizoryczny budynek Teatru Rozmaitości spalił się w czasie, gdy na szczęście nie było publiczności. Jak pisała ówczesna prasa, wtedy straty w ludziach mogły być nieobliczalne. Podkreślano, że z widowni na zewnątrz prowadziły drewniane schody i dwa wąskie wyjścia, obiekt nie miał własnych drabin na murach ani zamontowanych, pomocnych przy wspinaniu się, metalowych klamer, nie posiadał zewnętrznych kranów pożarowych ani wymaganych stałych przewodów do prowadzenia wody na górę.

Wiele pisano też o samej akcji ratowniczej. Twierdzono zgodnie, że gdyby nie determinacja strażaków, najpiękniejszy gmach w mieście i duży fragment sąsiadującej zabudowy mogły ulec zniszczeniu.

Następnego dnia po pożarze w Teatrze Wielkim przy pełnej sali odbyło się normalne przedstawienie.

O Warszawskiej Straży tamtego czasu pisało wielu pisarzy i poetów. Pięknie pisał o niej Bolesław Prus w swoich „Kronikach". W superlatywach pisano o bohaterstwie strażaków. Kilku z nich przeszło do warszawskiej legendy.

Na jubileusz dowódcy oddziału II J. F. Skowrońskiego przybyli znakomici goście, w tym jeden ambasador, a w cukierni Semadeniego wystawiono wielki jego wizerunek z cukru i czekolady.

W prasie pojawiały się też artykuły z zatroskaniem oceniające ciężki los strażaków, oskarżające władze o poważne w tym względzie zaniedbania.

B. Prus pisał, że strażacy są źle opłacani i źle zabezpieczeni na wypadek kalectwa, a po zakończeniu służby otrzymują głodowe zasiłki. W 1886 r. działacze społeczni poparli wniosek red. Fryzego, by jako wyraz wdzięczności dla WSO utworzyć kasę zapomogową dla najbardziej potrzebującycha, by w ten sposób wyrazić Straży społeczną wdzięczność za wierną służbę miastu. A było za co, bo strażacy byli wzywani do najtrudniejszych zadań. Nie tylko gasili pożary, ale też likwidowali skutki katastrof, awarie w kanałach, zagrożenia gazowe i inne niebezpieczeństwa. Wielu z nich ginęło lub odnosiło ciężkie obrażenia.

Dla władz carskich nie to było ważne, ale to, by się dobrze prezentowali na odbywających się na placu Saskim, później Teatralnym, przeglądach. Te bowiem były wizytowane przez samych namiestników: J. Paskiewicza, M. Gorczakowa, Wielkiego Księcia Konstantego, i generałów-gubernatorów.Następne lata przyniosły kolejne zmiany na gorsze.

Menu









Groźny pożar Teatru Rozmaitości







Akcja ratownicza







Przegląd WSO na placu Saskim





Strażacy warszawscy w akcji